Podobno największym sukcesem diabła jest przekonanie ludzi, że on sam nie istnieje. Największym sukcesem putinowskiej propagandy zaś jest podsycanie lokalnych nacjonalizmów i ksenofobii, przy jednoczesnej starannej pielęgnacji turbosłowiańskich i pansłowiańskich sympatii i podsunięciu do nienawidzenia pożytecznej figury komunisty.
Żywego egzemplarza młodzież z mlekiem pod nosem nie miała szans zobaczyć (nawet dla obecnego średniego pokolenia spotkanie jeszcze ideowego komucha schyłku PRL było już rzadkością), ale tym lepiej, bo to jak z syjonistą i genderystą – słowo nic nie znaczy, więc może oznaczać każdego. Co ciekawe, w Polsce dobrej zmiany komunista to najczęściej swój wróg – z upodobaniem tropi się „resortowe dzieci” i „TW”, jednocześnie starannie pomijając, jak nazywa się kraj, na rzecz którego te postacie miałyby rzekomo działać. Dlaczego? Bo na swojego sponsora się nie pluje.
Ruchy faszystowskie i neonazistowskie są dofinansowywane z Moskwy, rosyjscy hakerzy aktywnie walczą z niewygodnymi treściami w Internecie, dziwnym trafem okazuje się także, że czołowi supremiści (nowe słowo na rasistę) to fani Władimira Putina, a najzacieklejsi obrońcy „polskości” nie mają nic przeciwko importowaniu rosyjskiej propagandy. Ot, trzymają się jak pijany płotu tezy, że my jesteśmy ofiarami, więc nie możemy być karani za hasła o białej sile i mordowaniu wrogów narodu.
Patrioci na pokaz są z reguły niedouczeni, więc łatwo im wmówić, że Rosjanin = komunista i połączenie Rosjanin = nacjonalista jest wewnętrznie sprzeczne. Nazistami co najwyżej mogą być Niemcy, służy temu zresztą podkreślanie, żeby nie mówić „hitlerowskie obozy śmierci” a „niemieckie obozy śmierci” (tak jakby nie istniały inne – a istniały). To łatwo prowadzi do myślenia, że nie będąc Niemcem, nie możesz być nazistą, tak jakby historyczne role zostały raz na zawsze przydzielone. Jesteśmy Polakami, więc „z automatu” musimy być ofiarami, antykomunistami etc.
Kto to kwestionuje, na pewno sam jest komunistą. Tyle, że komunizmu w naszej części Europy już nie ma. To znaczy jest, na Białorusi. Chwila, ale przecież Białoruś to wielki przyjaciel polskiego rządu. Komunistyczność Łukaszenki już nie razi, chociaż jest ewidentna i bezdyskusyjna, w przeciwieństwie do komunistyczności Adama Michnika, Lecha Wałęsy czy liderów opozycji. Nikt po prawej stronie także nie podnosi krzyku w obronie Biełsatu, medium faktycznie aktywnie antykomunistycznego.
Podobnie, antyislamskość i walka z „ciapatymi” nagle zostaje zawieszona, gdy do Polski przyjeżdża Erdogan, którego antyislamistą nazwać nie można. Nie ma także bohaterskich patriotów, gdy tureccy tajniacy biją i szarpią polskie kobiety demonstrujące w Warszawie. Zabawne, że polski antyislamista idzie na protest przeciwko budowie meczetu albo pobić właściciela kebabu, ale fetowanie muzułmańskiego dyktatora i bicie na jego rozkaz polskich obywateli (w tym owych cennych, hołubionych przez prawicę białych, chrześcijańskich kobiet) wcale mu nie przeszkadza. Zarazem państwowa telewizja bez żenady ogłasza, że świecka, postępowa, proeuropejska opozycja chce islamizacji Polski poprzez przyjmowanie uchodźców (którzy akurat przed islamskim fanatyzmem i terroryzmem uciekają, ale oj tam, oj tam).
Mam złą wiadomość dla uważających się za patriotów. Rok 1945 dawno minął. Obecnie nie ma bezpośredniego zagrożenia ze strony komunistów, ubeckie wdowy powoli wymierają, a nawet jeśli jeszcze żyją, to nie mają dla kogo pracować. Jest jednak zagrożenie dla Polski, tuż za naszym progiem. To konflikt na Ukrainie, powoli pożeranej przez mocarstwowe ambicje Putina. Tak, tej Ukrainie, której mieszkańców nienawidzicie, przeciwko którym szczujecie, zresztą także w interesie Rosji.
Na razie chroni nas jeszcze NATO i szczelne granice UE. Na razie, bo polski „obóz patriotyczny” robi wszystko, by te ochronne mury zburzyć. Pisaliście w 2004 na murach „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela”? To dzisiaj możecie napisać „Dzisiaj Moskwa LUB Bruksela”. Trzeciej drogi nie ma. Zapomnijcie o Wyszehradzie. Panslawizm skompromitował się na bałkańskich polach śmierci. Wiedzielibyście o tym, gdybyście czytali historię Europy po 1945 roku. Przestawcie sobie wreszcie zegarki. Nazwijcie siebie wreszcie otwarcie rasistami, faszystami, nazistami (niech już będzie neonazistami, skoro musicie). Nie sprzedawajcie nam bzdur o byciu „judeosceptycznym”.
Nie po tym:
Nie zasłaniajcie się moim godłem, moją flagą, nie maczajcie mojej stolicy w brunatnej mazi waszej ideologii. Napisałabym „nie zasłaniajcie się krzyżem”, ale fetuje się was w kościołach, co jest ostateczną kompromitacją Kościoła Katolickiego w Polsce. Dosyć rozmywania, nazywania tego patriotyzmem i miłością ojczyzny. Jeśli księża nie mają problemu z profanowaniem ich symboli zbrodniczą ideologią, to sprawa ich sumień. Ale wara od profanowania symboli, za które umierali nasi przodkowie. Patriotyzm? Jedyni patrioci 11 listopada w Warszawie to byli ci demonstrujący przeciwko robieniu z ofiary faszyzmu jego stolicy.
Nie krzyczące „Sieg Heil”, agresywne bydło. Nie organizatorzy marszu, którzy teraz wypierają się tego jak żaba błota, ale nie dość, że na takie gesty i symbole nie reagowali, lecz wręcz sami zaprosili neofaszystów ze Słowacji i Włoch. Tak, spadkobierców tych samych faszystów, którzy na przykład w Słowacji pod wodzą księdza Tiso (tak, z tego samego Kościoła Katolickiego) cieszyli się z agresji Niemiec na Polskę. Nie policja, usuwająca Obywateli RP na wniosek straży marszu (tej samej straży, która nie widziała transparentów i gestów łamiących polskie prawo).
Nie rząd i jego akolici, nie wiedzący teraz, czy trzymać się kurczowo argumentu o pięknym marszu z udziałem kobiet i dzieci (tak, jakby to był jakiś certyfikat niewinności) czy iść w zaparte, że „segregacjonizm rasowy” to w zasadzie taka sama opinia jak każda inna. Nie prawicowe media, które nagle „obudziły się”, że z tym MW i ONR to chyba jednak coś niehalo.
W kościele św. Barbary tłum wywlókł na zewnątrz odważną kobietę, która przypomniała słowa świętego Jana Pawła II „Rasizm to grzech”. Wywlekanie i darcie transparentu odbyło się przy pełnej akceptacji księdza – Romana Kneblowskiego (nomen omen?). Jednak drugą grupą, która dała na to przyzwolenie, byli wierni. Ten milczący tłum, który nie stanąwszy po stronie kobiety z cytatem ze świętego, stanęli tym samym po stronie neonazistów. Zapewne były wśród nich także rodziny z dziećmi.
Jeśli uważasz siebie za patriotę i uważasz transparenty o białej sile i hailowanie za lekkie przegięcie, ale ogólnie Marsze Niepodległości ci się podobają – wiedz, że biorąc w nich udział, legitymujesz je. Nie daj sobie wmówić, że to incydenty i przypadki. Organizator marszu ma prawo i obowiązek usunąć treści propagujące zbrodnicze ideologie. Organizatorzy MN mieli prawo i z niego nie skorzystali. Bo oni się z tymi treściami zgadzają. A ty, idąc tam, też się z nimi zgadzasz. Tak samo, jeśli jesteś w kościele i ksiądz szczuje na wrogów narodu, nie reagując zgadzasz się.
Tu nie ma już „podyskutujmy o tym”. Jesteś z nimi albo przeciw. Dopchnęli cię do ściany. Pozwoliłeś na to. Nie reagując, zgadzasz się. Pozwoliłeś na aneksję twojej stolicy, twoich ulic, twojego kościoła. Nie odwracaj wzroku. Wyreguluj zegarek – jest rok 2017.