Impet wspierania protestu rezydentów w okopach opozycji znacząco przygasł, kiedy młodzi ludzie z iskrą w oku wykrzykujący hasła o apolityczności, zaczęli zapewniać z mównic o swoim sercu po prawej stronie (dziwna jakaś anomalia anatomiczna), dobierać sobie zwolenników według klucza ideologicznego (Ogólnopolski Strajk Kobiet fe, Ruch Narodowy tak) czy twierdzić wręcz, że protest nie jest polityczny, bo… nie mają flag Unii Europejskiej i nie pokazują się z politykami opozycji. Proszę podać sole trzeźwiące, mamy rzadki przypadek kompletnego pomieszania pojęć. Bezpartyjność to nie to samo co apolityczność. Deklaracja ideologiczna (porównanie Krystyny Jandy do prostytutki, bo wzywała do Czarnego Protestu) także nie jest apolityczna. A już domaganie się zmian w zarządzaniu państwowym budżetem to wybitnie sprawa polityczna. Ja sobie idealnie zdaję sprawę, że ze słowa „polityczny” partia rządząca uczyniła obelgę, to neutralne pod względem emocjonalnym słówko nabrało nacechowania negatywnego, polityczny to podejrzany, spiskowy, zmanipulowany, opłacany. Opozycyjni zwolennicy pokasowali zatem swoje posty i zdjęcia profilowe z nakładką popierającą protest, otrzymane plakaciki wywalili do śmieci, OSK wycofało swoje poparcie i zasiedli spokojnie w strefie kibica, gdzie z popcornem w ręku oglądają, jak mająca serce po prawej stronie władza zamienia szlachetne twarze rezydentów w ohydne maski – kukiełek opozycji, bogatych hipokrytów zajadających się kawiorem, opłacanych i ubranych w jednakowe koszulki agentów wojny hybrydowej. Jest pewna schadenfreude z patrzenia, jak telewizja na skinienie Jarosława Kaczyńskiego wywleka młodym medykom flaki na widok publiczny (trzeba było zmienić ustawienia prywatności na Facebooku, jak ktoś chce się bawić w sprzeciw wobec władzy – my, ubeckie wdowy z KODu, wiedzieliśmy o tym już w 2015), a oni wciąż wychwalają i liżą ręce tegoż Jarosława Kaczyńskiego.
Niezależnie od tego, że młodzi lekarze wykluczyli swoją polityczność, wszystkie objawy na nią wskazują i zaostrzają się. Sympatia Suwerena, nienawidzącego wszystkich elit, maleje z każdym kolejnym wydaniem „Wiadomości”, opozycja machnęła ręką i pomimo szczerzej determinacji kolejnych zawodów medycznych, strajk ma szanse podzielić los strajku szkolnego, czyli pozostać środowiskowym. A jako taki zostanie sprowadzony do walki o pensje. I nie chce się nawet tłumaczyć, że mądry lekarz, widząc te same objawy u kolejnego z rzędu pacjenta (wszystkie bunty społeczne od 2015 przedstawiano jako szemranie chciwych i zepsutych elit), powinien wyciągnąć wnioski. Widocznie trzeba samemu wsadzić palce do kontaktu, aby przekonać się, że tam naprawdę jest prąd i on kopie. Podczas pikiety wspierającej w Łodzi widziałam uśmiechy pod nosem nie tylko na mojej twarzy, gdy medycy apelowali rozpaczliwie, by nie dawać wiary „temu, co mówią w mediach”. Których mediach?
I można by w zasadzie na tym borowanie tej próchnicy skończyć, ale problem tkwi głębiej, będzie leczenie kanałowe. Otóż jest w tej rozgrywce lekarze-rząd jeszcze jeden aktor, pozbawiony głosu, a najliczniejszy. Mianowicie my, pacjenci. I my też mamy swoje postulaty. One będą się częściowo pokrywać z postulatami lekarzy, a częściowo różnić.
1. My, pacjenci, domagamy się zaprzestania dyskryminacji pacjentek tzw. klauzulą sumienia. Obywatelki płacą takie same składki zdrowotne jak obywatele i mają prawo do jednakowo dobrej obsługi. Jeśli lekarzowi poglądy nie pozwalają wykonywać części swoich obowiązków, niech zmieni pracę. To nie jest nasz problem jako pacjentów.
2. Tak samo, jeśli lekarz nie chce obsłużyć czarnego, grubego, homoseksualisty, Żyda itd. – nie interesuje nas to. Podstawą do odmowy świadczeń medycznych może być tylko mająca oparcie w wiedzy naukowej diagnoza lekarska. Tak samo jak pracownik wieży kontroli lotów ma się posługiwać nowoczesnymi urządzeniami, a nie wróżyć z gwiazd. Odradzanie szczepień tylko w wyjątkowych przypadkach, ponieważ osłabia odporność całej populacji.
3. Niedopuszczalne jest oszukiwanie pacjenta, ukrywanie przed nim jego stanu zdrowia, przeciąganie procedur lub uchylanie się od nich z powodów ekonomicznych lub ideologicznych. Domagamy się prawa, by takie przypadki były traktowane jak przestępstwa. Nasze zdrowie i życie nie jest rozgrywką lekarzy z NFZ, Kościołem lub jakąkolwiek inną instytucją.
4. Domagamy się prawa do profesjonalnego podejścia lekarzy do nas, pacjentów. Skoro niedopuszczalne jest, aby kelner obrażał klienta, tak samo niedopuszczalne jest, by lekarz obrażał pacjenta. Wszelkie komentarze niemerytoryczne, dotyczące naszego wyglądu, życia prywatnego, wyborów życiowych etc. lekarz ma zachować dla siebie.
5. Studia medyczne i powiązane mają wprowadzić przedmiot „kultura i szacunek w służbie zdrowia”. Będzie na nich wyjaśniane, że obowiązkiem personelu medycznego jest szacunek wobec pacjenta, który wobec zabiegów medycznych jest bezbronny, że należy mu się prywatność i intymność, że jego zdanie ma znaczenie, a jego potrzeby są ważne. Przedmiot będzie zawierał zajęcia praktyczne z kultury językowej, na przykład uprzejmego zwracania się do pacjentów.
6. Domagamy się Deklaracji Uczciwości od lekarzy w zakresie świadczenia usług medycznych mając na względzie wyłącznie dobro pacjenta, nie interes szpitala, chęć otrzymania łapówki, przekierowanie pacjenta do gabinetu prywatnego, ukrycie błędu innego pracownika służby zdrowia itp.
7. Żądamy merytorycznych audytów udzielanych porad, przepisywanych leków i zabiegów pod kątem nienaukowości. Szerzenie poglądów sprzecznych ze stanem wiedzy naukowej powinno skutkować postępowaniem dyscyplinarnym.
8. Żądamy szeroko zakrojonej akcji edukacyjnej o prawach pacjenta wśród pacjentów i lekarzy.
9. Domagamy się leczenia bólu w trakcie terapii. Niedopuszczalne jest założenie „Boli? Ma boleć” (cytat z mojej rozmowy z ortopedą po wypadku rowerowym). Niedopuszczalne jest lekceważenie skutków ubocznych („no i co z tego, że pani po kuracji utyła? Jest pani w tym wieku, że może tyć” – również cytat z własnego życia). Domagamy się dobrania optymalnej terapii, która ma być komfortowa dla nas, a nie dla lekarza i jego interesów z firmami farmaceutycznymi.
10. Domagamy się pełnej informacji o naszym stanie zdrowia, stosowanych lekach i zabiegach, szanowania naszej podmiotowości. Na podstawie informacji od lekarzy podejmujemy ważne życiowe decyzje. Pomyłki są zrozumiałe, świadome kłamstwa, zatajania, lekceważenie nas – nie.
Tu skończę na razie, bo dobrze wygląda liczba 10. Aczkolwiek można tu jeszcze niejedno dopisać.
Jestem pacjentką. Tak, lepsze pensje lekarzy i większe nakłady na ochronę zdrowia globalnie są w moim interesie. Na pierwsze protesty rezydentów poszłam zatem w odruchu serca, za darmo. A sporo się już na demonstracje nachodziłam i naprawdę doceniam każdy dzień spędzony spokojnie w domu. Jednak po tym, co usłyszałam z głośników, otrzeźwiło mnie nieco i obniżyło poziom adrenaliny. Nie mam ochoty wspierać aktywnie protestu, który idzie drogą zrażania do siebie naturalnych koalicjantów i mówienia o opadach deszczu, gdy pluje się w twarz. Nie mam ochoty popierać czegoś ewidentnie nieskutecznego, zideologizowanego w szkodliwy sposób. Dlatego trzeci raz na pikiety w sprawie rezydentów nie idę. Niech się zdecydują – chcą masowego poparcia czy sobie dobierają popierających według klucza politycznego (w rzekomo niepolitycznej sprawie). Boli? Ma boleć.
Za to chętnie bym wsparła, także czynną organizacją, protest pacjentów. To o naszą skórę tu chodzi! Nie bądźmy kartą przetargową!