Sprawa nie jest błaha, bo to wojna cywilizacji jest. Dziejowe starcie Mordoru ciemnych obcych z białym, cywilizowanym Śródziemiem. W tej wojnie już niejedno królestwo padło, dało się przekupić, sterroryzować, opanować przez ciemnych terrorystów, uchodźco-imigrantów, pijawki socjalu, ciapatych szmatogłowych, przez których na ulice europejskich miast padł strach i biali ludzie muszą się przemykać ciemnymi zaułkami, a za krzyżyk na szyi grozi ścięcie głowy. Są też Sarumani-zdrajcy, nie widzący w Orkach nic strasznego, otwierający przed nimi bramy, zdradzieckie kosmopolityczne elity trujące biedne elfy Big Pharmą i chemtrailsami. Orki z Mordoru rozmnażają się też masowo, więc można wygrać z nimi tylko liczbą, produkować jak najwięcej potomstwa.
Jak to w wojnie o surowce, trzeba kobiet pilnować i strzec. Nie można ani na chwilę utracić nad nimi kontroli. Trzeba myśleć za nie, bo jak te bezmyślne kury, zaczną łykać jakieś tabletki upośledzające ich płodność, czyli osłabiać potencjał obronny Narodu i białej rasy. Patrioci troszczą się o surowce, tak samo o kobiety, jak kury, węgiel, wodę i drewno. Dostają szału, kiedy Obcy sięgają po surowiec, czy to siłą, czy podstępem – nie dlatego, że kobieta cierpi, lecz dlatego, że jest to kradzież tego, co przynależy do naszych, to policzek wobec Narodu, szarganie godności całej rasy. Kradzieżą jest także sytuacja, gdy kobieta pozwoli się ukraść lub da omamić na tyle, by twierdzić, że przechodzi do plemienia wroga z własnej woli. Wynika to wyłącznie z jej głupoty i nieświadomości, że tu nie chodzi tylko o jej głupie ciało czy życie, ale o wojnę cywilizacji. Za wzór stawia się bohaterskie kobiety, które wolały stracić swoje życie niż narazić dać się pohańbić poganom. Lepiej bowiem wysadzić redutę niż dopilnować, by dobro wpadło w ręce wroga. Porażkę obrończyni narodowego łona mogą usprawiedliwiać tylko ciężkie obrażenia, skrępowanie rąk i nóg i uniemożliwienie samoobrony lub nawet oddania życia. Wymierzony pistolet w głowę to żaden powód. Trzeba było dać się zastrzelić niż oddać zasoby, które są przecież własnością Narodu, pojedyncza samica ich tylko pilnuje, ale nie rozporządza nimi wedle własnej woli. Jak ją zgwałcą we śnie, to źle pilnuje, bo to jest wojna, na warcie się nie śpi, nie upija i nie traci kontroli.
Surowiec kobiecy jest krnąbrny i tępy, nie rozumie swojej dziejowej roli i wymyśla jakieś głupoty o tym, żeby sam sobą rozporządzał. Widział kto, żeby kopalnia decydowała, dokąd wywozi się węgiel? No właśnie. Z kobiet się korzysta. Legalnie lub po bandycku. Jeśli już zaczyna się jakaś awantura, że zasób został wykorzystany bezprawnie, to wystarczy ustalić, czy należał do jakiegoś innego mężczyzny. Jeśli tak, to faktycznie, sorasy, trzeba biednemu właścicielowi powspółczuć, tak jak się współczuje rolnikowi, na oczach którego uprowadzono krowę lub spalono pole uprawne. Ale jeśli jabłonka sobie rośnie przy drodze, to co to za kradzież zerwać z niej owoce? Skoro kobieta jest w przestrzeni publicznej, nieoznakowana, że nie wolno (obrączka, welon zakonny), to wolno. Skoro inni już korzystali, to droga wolna. Skoro sama już wcześniej dawała się używać, to znaczy, że domyślnie się zgadza. Przecież absurdem byłoby roztrząsanie, czy jabłoń zgadza się, aby zrywał jeden, a drugi nie. Rośnie, to wolno. Tym bardziej, jeśli jabłka ładne i smaczne, bo jak kwaśne, to co prawda zostawia się drzewko w spokoju, ale też jego użyteczność jest żadna, więc szacunek i ochrona też mu się nie należy. Zasadniczo to zrywanie jabłuszek jest komplementem, że takie dobre i wszyscy chcą.
Użyteczność kobiety sprowadza się do rodzenia, ale – uwaga – tylko dobrych genów. Nie ma zasadniczo znaczenia, jaką drogą doszło do zapłodnienia, ale skoro już doszło, nie można tego zmarnować. Naród musi pilnować, by ciąża została utrzymana i doszła do szczęśliwego rozwiązania. Szczęśliwego, czyli wyprodukowania białego, czystego etnicznie, słusznego kulturowo dziecka. Czy dla kobiety się skończy szczęśliwie czy nie, to ma mniejsze znaczenie; owszem, fajnie, jeśli kobietę da się wykorzystać jeszcze raz, więc właściciel martwi się o jej płodność i zdolność do dalszego rodzenia. Jednak poza tym wszystko jedno, czy będzie miała obie ręce i nogi, czy będzie widziała i słyszała, czy będzie popuszczać mocz – byle rodziła dalej. Kobieta niezdolna do donoszenia ciąży jest wadliwa, dlatego poronieniom trzeba przyjrzeć się z najwyższą podejrzliwością. Być może kobieta w swoim egoizmie sabotuje własną misję i przyczynia się do nich? A może nie rozumie (w końcu jest tępa), że nie ma ważniejszych celów niż donoszenie ciąży i lekkomyślnie wykonuje jakieś zbędne czynności? Właściciele zgrzytają zębami, bo nie mają jeszcze formalnych możliwości zamykania ciężarnych w klatkach i zdrowego hodowania, ciągle te kobiety się gdzieś rozłażą, narażają płód, jedzą i piją coś niezalecanego i osłabiają ten potencjał obronny. Jeszcze nie wolno przymusowo zapładniać, chociaż na wymuszoną eksploatację zasobu patrzy się przez palce, o ile powielane są słuszne geny.
Są różne metody karcenia i dyscyplinowania zasobów, żeby jednak trochę słuchały właściciela i wypełniały tę swoją dziejową misję. Czasem trochę się przesadzi, ale ostatecznie cel i tak jest słuszny, a poza tym święte prawo własności pozwala rozporządzać swoimi zasobami. No i przecież ogólnie Naród o swoje zasoby dba. Lubi na nie popatrzeć, jakie są ładne i często je chwali, zwłaszcza, gdy posłusznie pełni swoje funkcje. Miłym zwyczajem jest głośne wyrażanie zachwytu nad zasobem i jego przydatności rozpłodowej – np. „ruchałbym”. Właściciel lubi wiedzieć, że inni zazdroszczą mu jego surowców i obnosi się z tym, że rodzimy jest najpiękniejszy. Głupota zasobu każe mu obrażać się o to, ale nikt tego poważnie nie traktuje, bo zasób nie ma żadnej woli sprawczej, zasób jest przydatny o ile da się z niego skorzystać, jeśli ktokolwiek wyraża chęć korzystania, to zasób powinien się cieszyć, bo to przyznanie mu jakiejś wartości. Widział kto, aby węgiel wydziwiał, do którego pieca chce zostać wrzucony?
Najgłupsze zasoby upierają się, że mają też inne zastosowania poza rozrodczymi i to prawda – nadają się do opieki nad potomstwem, prac domowych lub rozrywki właściciela. Jednak nie są to role aż tak istotne. Innych zasadniczo nie ma. Całkowitym marnotrawstwem jest pozwalanie, by zasób znajdował zastosowanie w pracy intelektualnej lub twórczej, biznesie, nauce, polityce i tym podobnych rolach, które przecież właściciel może pełnić sobie sam i szkoda na nie zasobu, poza tym tylko traci się bezcenny czas przydatności do użytku. Stare, przeterminowane zasoby niech już sobie właściwie robią, co chcą, byle nie buntowały tych młodszych i nie mieszały w porządku świata.
A najstraszniejszą klęską cywilizacji, przegraną w wojnie byłoby, gdyby właściciele przestali postrzegać kobiety jako strategiczny surowiec i uznali za coś o własnej podmiotowości, przestali przykładać schemat własności, eksploatacji i terytorialności do żywych ludzi. To jest właśnie to, czego chce piąta kolumna Mordoru, feministki, lewaki, totalna opozycja i czarne czarownice na protestach. Tak, ci zdrajcy opłacani przez światowy spisek ekożydokomunistomasonów. Podburzają nasze kury, by przestały znosić jajka. Wstrzykują im pod postacią szczepionki trucizny powodujące bezpłodność, agresję wobec właściciela oraz feminizm.
Kobieta jest zasobem. Naturalne środowisko jest zasobem (dlatego Puszcza nie może sobie rosnąć tak po prostu, bez zastosowania praktycznego). Kultura jest zasobem. Media są zasobem.
Mają służyć Celowi, jakim jest zwycięstwo z Mordorem. W tym celu wszystkie chwyty dozwolone. Choćby bomby pod klinikami aborcyjnymi. Choćby łamanie prawa w biały dzień. Niech nawet się trochę zasobów zmarnuje. Byle zachować kontrolę nad resztą.
Drogie zasoby, buntujmy się.