Przeczytałam ze zgrozą wywiad w Wysokich Obcasach dotyczący gwałtów na randkach internetowych. Zgroza dotyczyła nie faktu, że gwałty mają miejsce, lecz mentalności, która je racjonalizuje. I to występującej u obu płci. Mentalności, którą można podsumować jako „mężczyzna inwestuje swój czas i pieniądze, to seks mu się należy”. Nawet zgwałcone kobiety czują, że zgłoszenie na policję jest „nie w porządku”, bo przecież gwałciciel wykonał swoją „część umowy”, postawił kino i drinka, a one nie chciały wykonać swojej, więc jakby pretensje są nie na miejscu, co najwyżej można mówić o nieporozumieniu podczas finalizacji transakcji.
Otóż nie. To jest przestępstwo, a nie spór na Allegro. Tego chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba, kto nie jest kompletną amebą. Jednak – bez usprawiedliwiania lub obwiniania kogokolwiek – można zaobserwować pewne kluczowe problemy w komunikacji pomiędzy randkowiczami, różnice w nastawieniu obu płci lub rozumieniu, co jest „oczywiste”, których świadomość może unikać wielu nieprzyjemnych sytuacji, rozczarowań, frustracji itd. Nie chcę tu oczywiście sugerować, że jakakolwiek ofiara jest sama sobie winna, każdy zresztą ma prawo nie mieć doświadczenia, nie czytać drugiej osobie w myślach etc. To zatem nie jest żaden poradnik ani złote rady mające kogoś zabezpieczyć przed gwałtem na randce. Raczej próba zanalizowania i zrozumienia pewnych postaw, które się przyczyniają do (randkowej, internetowej?) kultury gwałtu.
Uwaga techniczna: w poniższym tekście skupiam się wyłącznie na randkach heteroseksualnych, z tego prostego faktu, że kompletnie nie znam specyfiki randek osób tej samej płci, portali dla takich środowisk itp., więc nie będę się wygłupiać. Proszę także, zanim napiszecie oburzony komentarz „ja wcale nie…” o dopisanie sobie gwiazdki, że nic z tego poniżej nie ma mieć charakteru uogólnień typu „wszyscy mężczyźni, wszystkie kobiety, nikt, nigdy…” etc.
1. Randka to nie zamówienie prostytutki. Nawet seksrandka, czyli umówienie się w konkretnym celu, bez ambicji tworzenia związku. Niestety, łatwość nawiązywania tego typu kontaktów zwiodła niektórych do tego stopnia (otwierasz internety, filtrujesz kategorie i wybierasz sobie, co ci się podoba najbardziej, pardon, kto), że portal randkowy im się zaczął mylić z kupowaniem online, a rozmowa z potencjalną randką z rozmową z usługodawcą. Oznacza to, że każda ze stron może się na każdym etapie wycofać i obrażanie się o to jest właśnie świadectwem mentalności „zainwestowałem i mi się coś należy”. Szanowne panie – jeśli wasza randka domaga się deklaracji, obietnic, „zaklepania” wspólnej nocy, zostańcie w domu. Jeśli na jakiekolwiek sugestie, że decyzję o ewentualnym finiszu w czyimś domu podejmiecie dopiero na żywo, po wzajemnym zapoznaniu, a w ogóle nie musicie jej podejmować od razu na pierwszej randce etc. wasz kontakt reaguje nerwowo, zaczyna naciskać, grozić lub żebrać – zostańcie w domu. Serio. Na pewno już z tym typem nie ma co liczyć na miłe spotkanie, bo jeśli ktoś nie ogarnia, że decyzję o pójściu z kimś do łóżka każdy ma prawo podjąć na dowolnym etapie – jest amebą. Może to i nie potencjalny gwałciciel, ale szkoda waszego czasu.
2. Każda ze stron ponosi ryzyko i koszty – tym razem do panów, bo poziom niezrozumienia tego bywa kosmiczny nawet u skądinąd rozsądnych osób. Ileż razy słyszałam jojczenie, że ten i ów wydał tyle pieniędzy, zainwestował w te taksówki, drinki, wstęp do drogich lokali, a zmarnował czas, nic nie wyszło, ojojoj. Na takie coś pozostaje mi tylko wzruszyć ramionami – tak to w życiu jest, że zaloty angażują czas i środki, nie godzisz się na to, nie chcesz ponosić ryzyka, to nie zawracaj ludziom głowy. Przy czym znowu część mężczyzn postrzega kobiety jako towar na wystawie – nie wpada im do głowy, że ona TAKŻE ponosi koszty, poświęca swój czas, musi się jakoś ubrać, gdzieś dojechać etc. Nigdy w życiu nie wpadło mi do głowy wstawianie komuś pretensji, że jest nieciekawy, a ja zainwestowałam w nowe rajstopy, zmarnowałam nieco drogiego podkładu, markowych perfum, konieczność czyszczenia butów lub prania paru najlepszych ubrań, które w końcu się od tego zużywają – nie mówiąc o moim cennym czasie i ryzyku, że skończę zamordowana w kanale (o czym niżej). To co mi się za to wszystko należy? Moje samonośne pończochy z Gatty są droższe od tego głupiego drinka, a nie robię afery. Nie mówiąc już o tym, że naprawdę większość kobiet jest w stanie sobie sama kupić napój czy kolację, tak samo jak bilet do kina, teatru czy co tam jeszcze wymyślicie – i jeśli twoją całą wielką „inwestycją” jest to, że się ładnie ubrałeś i poświęciłeś parę godzin swojego czasu, to wiedz, że ona też, więc nikt nic nikomu nie jest winien, a nawet gdybyś się odział w garnitur z brylantów na jej cześć, to dalej nie jest to transakcja, patrz punkt 1. Drogie panie – jeśli traficie na typa, który założenie czystych spodni i przejazd metrem uważa za wielkie poświęcenie, które was do czegoś obliguje w zamian, to zostańcie w domu. Szkoda waszych rajstop.
3. Kobiety boją się napaści, stalkingu i gwałtu – znowu mur wzajemnego niezrozumienia. Na początku chciało mi się jeszcze tłumaczyć typom z randek online, czemu pierwsza randka w jego/moim domu odpada, czemu musimy się umówić w miejscu publicznym, z którego każde z nas w razie czego może się swobodnie oddalić. Część rozmówców rozumiała to sama z siebie i za to im chwała. Ale pozostała część uświadomiła mi, że mężczyźni naprawdę nie rozumieją perspektywy kobiety, która ma się umówić z kimś, kogo nie zna, a kto jest od niej fizycznie silniejszy. Że nie ma mowy o podaniu adresu domowego, a numer telefonu najczęściej jest „śmieciowy” (czyli kupiony w kiosku za 5 zł i z jej normalnym, codziennym numerem, który mają przyjaciele i rodzina, nie ma nic wspólnego). Że nie ma mowy o dodawaniu się od razu na Facebookach, podawaniu, gdzie się pracuje. Że nie wysyła się żadnych rozbieranych zdjęć obcej osobie, a obietnica „zaraz skasuję” od anonimowego człowieka nic nie znaczy. Być może dlatego, że tych mężczyzn nikt w życiu nie szantażował, nie molestował, nie groził im gwałt. Ostrożność zwykle biorą za oziębłość lub negatywną recenzję swojej osoby. Nie zliczę, ile widziałam kretyńskich tekstów w stylu „ale przecież ja ci nic nie zrobię” – oczywiście, bo potencjalny gwałciciel napisałby „tak, masz rację, jeśli mnie wpuścisz do mieszkania, to nie wyjdę, dopóki się ze mną nie prześpisz”. Tak, drodzy panowie, kiedy wy się zastanawiacie, czy ona ma push-up czy biust jej sterczy naturalnie, ona się zastanawia, czy jesteście wampirem z Radomia czy nie. Skumajcie tę drobną różnicę w perspektywie, ponoszonym ryzyku i zastanówcie się, czy naprawdę wasz koszt w postaci postawienia drinka niewłaściwej lasce oraz zmarnowania dwóch godzin w pubie jest porównywalny z jej ryzykiem skończenia jako ofiara gwałtu, rabunku, morderstwa, stalkingu… mogę tak długo.
Tutaj uzupełnienie: tak, wampirem z Radomia, gwałcicielem i przemocowcem może się okazać koleś, z którym jesteśmy na 1336 randce, stały chłopak, kolega znany 20 lat, przyjaciel rodziny, narzeczony, mąż etc. Tego ryzyka nic nie wyeliminuje. Jednak tak się składa, że kiedy już kogoś nieco znamy, mamy chociaż możliwość podania jego danych policji. W przypadku randoma z sieci widzianego raz w życiu – naprawdę ryzyko jest bardzo duże, że skończymy zamordowane w kanale. Bo wiele z nas skończyło. Wiem, mężczyźni nie mają tego lęku, nie byli całe życie uczeni, że napaść jest ich winą, że mają uważać na obcych ludzi, na podejrzane znajomości, nikt ich nie trenował z tego BHP, które przechodzi każda dorastająca dziewczyna, szczególnie w Polsce.
4. Randka to nie pornol. I nie chodzi tu o to, że nie można zrealizować swoich dzikich fantazji o okładaniu się porem po plecach, bo można, czemu nie. Chodzi o to, że w filmach „przyrodniczych”, z których wielu młodych mężczyzn czerpie swoją dogłębną wiedzę o stosunkach między płciami, wiele spraw jest uproszczonych lub zmyślonych. Scenariusz typu „seks od progu z nieznajomym”, „pierwsze spotkanie w pokoju hotelowym przy zgaszonym świetle”, „randka w krzakach w ciemnym parku” etc. są ekscytujące na filmie, ale na żywo rzadko się zdarzają. Nie chcę tutaj się upierać, że nie i nigdy – istnieje jakiś margines ludzi, także kobiet, którzy takie scenariusze realizują, ale jest to naprawdę mniejszość i wymaga dużej odwagi, bo punktów „co może pójść nie tak” jest tysiąc, ale filmy porno ich po prostu nie pokazują. Nie ta konwencja. Natomiast w prawdziwym życiu szanse, że jakaś kobieta wpuści do domu nieznajomego i w przedpokoju mu się odda, są bardzo małe i należy takie przypadki traktować jako wyjątki od reguły, chyba że mówimy o stałej parze, która już się zna i odgrywa takie scenki dla zabawy, no ale właśnie clou problemu leży w „znamy się i oboje udajemy, że to ryzykowne”. Może to śmieszne, ale piszę o tym, bo spotykam się z autentycznym niezrozumieniem, że obrazki z Pornhub to nie jest zapis dokumentalny życia randkowego przeciętnego homo sapiens. W tych dziełach rzadko też następuje jakaś fabuła przed zdjęciem ubrań, nie trzeba z nikim długo rozmawiać, wszystko idzie łatwo, nie ma jakiegoś zastanawiania się, do kogo jechać, nikt nie musi następnego dnia iść do pracy, nikt nie miewa okresu, dziecka za ścianą, etc. etc. etc. Wybaczcie, kochani panowie, ale wasze oczekiwania, że będzie jak na filmie, są równie sensowne jak oczekiwania niektórych pań, że podjedziecie na dachu białego mercedesa jak w Pretty Woman i natychmiast się oświadczycie.
Aha, i drażni mnie bardzo podejście, że dla kobiet stosunki homo- i biseksualne to „nic takiego”, bo na Redtubie wszystkie są gotowe i chętne do igraszek z koleżanką. Zarazem wielu mężczyzn uważa, że zaproponowanie mu w rewanżu igraszek z kolegą (choćby prowokacyjnie) jest co najmniej niestosowne, wymaga podania ze zdjęciem oraz miesiąca namysłu, o ile rzecz jasna randkowicz się z miejsca poważnie nie obrazi za samą sugestię. Otóż, szanowne obie płcie, ewentualne eksperymenty z osobami trzecimi, niezależnie od płci, wymagają dokładnie takiej samej zgody wszystkich zainteresowanych i nie ma doprawdy nic dziwnego w tym, że kobieta może nie mieć żadnych fantazji ani chęci na kontakty intymne z własną płcią. Niby logiczne, ale w świecie randkowym, napędzanym fantazjami z pornosów, jakoś nie jest, a i w stałych związkach po 10 latach pan bywa bardzo zszokowany, że pani jest jednak raczej hetero.
5. Rozmawiajcie, ludzie. Wiem, że dla wielu osób, zwłaszcza pań, rozmowa o potencjalnym seksie na randce jest niewłaściwa, niestosowna, przedwczesna, nie na miejscu lub świadczy o jakimś „napaleniu”, „zboczeniu” etc. OK, można i tak. Osobiście uważam jednak, że jeśli rozważamy spotkanie z kimś w formie randki, czyli rozpatrujemy kogoś jako potencjalnego partnera, czy to na jedną noc czy całe życie, to można w jakiś sposób temat poruszyć. Zresztą najczęściej mężczyźni poruszają go jako pierwsi, i niekoniecznie świadczy to o ich wielkim niewyżyciu – po prostu dla nich to nie jest żadna oznaka „łatwości”, miłe koleżanki, więc nie ma co się obrażać za sam fakt. I proponuję, choćby dla eksperymentu, trochę jednak o tym seksie pogadać, zanim założymy te drogie rajstopy i wydamy swoje bezcenne 2,40 PLN na bilet „do miasta”. Choćby po to, aby zorientować się, czy nasz rozmówca nie jest amebą, czy rozumie te wszystkie aspekty opisane wyżej, czy was szanuje i szanuje wasze ewentualne „nie” (zresztą, szacunek wobec „nie” jest całkiem dobrą wskazówką, by zamiast „nie” padło „tak”, drodzy panowie!), czy jest rozsądny i ma realistyczne oczekiwania i wyobrażenia. Otwarta (do stopnia, w jakim wam pasuje, rzecz jasna) rozmowa pozwala zaoszczędzić całkiem sporo czasu, nieprzyjemności i zmarnowanego lakieru do paznokci. I nie piszę tu o tym, żeby spisywać jakiś szczegółowy kontrakt, co wolno, a co nie i w którym momencie dopuszczacie złapanie za kolano. To się zresztą i tak okazuje dopiero na żywo. Chodzi o rozeznanie, czy człowiek, z którym umawiacie się na randkę, wysyła niepokojące sygnały czy nie.
Czasem też to dobra droga do uniknięcia nieporozumień – ktoś na przykład ma konkretne upodobania i liczy się z tym, że to nie jest standardem, więc woli to zakomunikować na w miarę wczesnym etapie, żeby druga strona nie poczuła się zaskoczona, oszukana, itd. Szczególnie ważne, kiedy ktoś ma zapędy do tzw. dominacji i nawet jeśli panuje jakieś mgliste porozumienie, że to jest dopuszczalne, to już rozumienie w praktyce tego, co jest „normą”, bywa bardzo różne i tutaj znowu wiele złego uczyniły filmy porno, w których aktorzy pozwalają sobie praktycznie na wszystko i nie tracą czasu na jakieś tam uzgodnienia lub pytania, czy coś można. Natomiast w prawdziwym życiu takie pytania i uzgodnienia są oczywistością, a przynajmniej być powinny, ale w tym celu należy jeszcze mieć jakąś świadomość, że dla kogoś zabawy z dzieł Sashy Grey mogą być przekroczeniem granic i jeśli wasza randka, mili panowie, nie chce być szarpana za włosy, bita po twarzy czy nawet nie życzy sobie jakichś wulgarnych tekstów, to wcale nie znaczy, że jest oziębła, dziwna, sztywna, nudna i zakompleksiona. Nie ma też żadnej dyskusji z tym, że ktoś sobie czegoś w sytuacji intymnej nie życzy, wszelkie jojczenie, błaganie, namawianie, obrażanie się i dyskutowanie „ale czemu nie chcesz tego pora na plecach, kochanie” są zwyczajnie żenujące. Lejcie się zresztą tym porem po plecach ile wlezie, nie mnie to oceniać, ale tylko jeśli oboje tego chcecie, a jeśli nie jesteście pewni, czy druga strona tego chce, to otwieracie paszczę i wydajecie z siebie stosowne dźwięki. A jeśli uważacie, że takie dyskusje to nudny etap gry wstępnej i zepsują nastrój, bo wtedy to już chcecie się oddać szałowi hormonów, to nie czekacie z tym do etapu alkowy, gdy por już się mrozi w lodówce, tylko omawiacie temat wcześniej.
Tak, wiem, że to trudne i rozmowa o seksie, zwłaszcza z osobą praktycznie obcą, wymaga dużej kultury oraz taktu, żeby nie brzmiało obraźliwie, idiotycznie, śmiesznie, chamsko, infantylnie lub wulgarnie. Trzeba próbować, ćwiczyć i się uczyć. Plus – rozmowa pomoże wam uniknąć naprawdę wielu rozczarowań. I to się obu płci tyczy.