30 sierpnia na oficjalnym profilu Medicover Polska pojawiło się następujące oświadczenie:
„Szanowni Państwo, w związku z pojawiającymi się pytaniami na temat standardów i procedur w Medicover Polska, dotyczącymi klauzuli sumienia, chcielibyśmy przekazać poniższe informacje.
W Medicover Polska zatrudniamy obecnie kilka tysięcy lekarzy, spośród których kilku powołuje się na klauzulę sumienia.
W Medicover dbamy o to, aby zapewniać każdemu pacjentowi jak najlepszą opiekę medyczną. Dlatego kierujemy pacjentów do lekarzy, u których otrzymają taką opiekę, jakiej potrzebują i oczekują w danym momencie.
Ma to odzwierciedlenie w naszych standardach i procedurach:
– Na etapie umawiania wizyty nasza infolinia kieruje pacjenta do lekarza, który udzieli oczekiwanego świadczenia medycznego.
– Jeśli zdarzyłaby się sytuacja, w której lekarz Medicover powoła się na klauzulę sumienia podczas wizyty, prosimy pacjentów o zgłoszenie się do Koordynatora Obsługi Klienta lub Kierownika Centrum Medicover, którzy zobowiązani są do zapewnienia właściwej pomocy.
– Na naszej stronie internetowej można znaleźć informacje dotyczące lekarzy Medicover Polska, również tych powołujących się na klauzulę sumienia.”
W komentarzach zawrzało. Cała sprawa wywołana jest licznymi skargami na doktora Bramskiego, który odmówił pacjentce wypisania recepty na środki antykoncepcyjne, zasłaniając się klauzulą sumienia. Pacjentki są oburzone, ponieważ jedną z motywacji do korzystania z płatnego pakietu usług medycznych jest unikanie problemów z uzyskaniem recept i badań, jakie zwykle są podczas wizyt w przychodniach publicznych. Trwa standardowa w takich wypadkach dyskusja, do czego lekarz ma prawo w ramach tzw. klauzuli sumienia (prawami pacjentki i jej sumieniem jak zwykle nie przejmuje się absolutnie nikt, ponieważ kobieta w dyskursie publicznym w Polsce prawie nigdy nie jest podmiotem). Firma twierdzi natomiast, że zasadniczo to nie ma problemu, ponieważ pacjentka może skorzystać z innego lekarza, dogadać się na infolinii oraz znaleźć informacje na stronie www.
Abstrahując już od tego, czy faktycznie te standardy są spełnione (pacjentki twierdzą, że informacji o klauzuli sumienia nie mogą znaleźć), problem leży gdzie indziej. Nawet gdyby drzwi gabinetu były oznakowane czerwonym krzyżem, co zresztą byłoby ujawnianiem wrażliwych danych o światopoglądzie lekarza, dalej jest to przerzucanie problemu na pacjentki. To pacjentka ma pilnować, żeby udzielono jej świadczeń medycznych. To pacjentka ma weryfikować lekarzy. To pacjentka ma zasięgać informacji, umawiać się tak, żeby nie tracić czasu. To pacjentka ma mniejszy wybór specjalistów. Firma stwarza problem i każe go rozwiązywać klientowi. Halo, czy my żyjemy w gospodarce wolnorynkowej?
Czy w związku z tymi niedogodnościami kobiety płacą niższy abonament w Medicover, ponieważ de facto ta firma poprzez taki a nie inny dobór kadry oferuje im niższy standard usług niż mężczyznom? Nic o tym nie słyszałam. Czyli Medicover zdziera z pacjentek tyle samo co z pacjentów, chociaż mężczyźni nie są dyskryminowani przy dostępie do świadczeń. Mają dostęp do wszystkich lekarzy dostępnych w bazie i do wszystkich świadczeń przewidzianych polskim prawem. Nie zmusza się ich do szukania o nich informacji. Nie muszą dyskutować z pracownikiem infolinii o sprawach, które powinny zostać za drzwiami gabinetu lekarskiego. Ciekawe, jaki procent pacjentów stanowią kobiety? Może czas na bojkot konsumencki, drogie panie? Panowie zresztą też – ponieważ wasz abonament idzie na pensje także tych lekarzy, którzy nie mają ochoty wykonywać wszystkich swoich obowiązków przewidzianych umową. Czy to jest fair, że zarabiają porównywalne pieniądze do swoich kolegów i koleżanek pracujących uczciwie? Dlaczego nas jako pacjentów, a w tym wypadku także klientów prywatnego przedsiębiorstwa mają obchodzić prywatne poglądy jego pracowników? Płacimy abonament, domagamy się, aby świadczono nam usługi zgodnie z umową. Nie tylko część. Jeśli podpisuję umowę na 50 kanałów TV, a dostaję tylko 40, to mam prawo domagać się renegocjacji umowy lub rezygnacji z usług. To zwykły biznes. Jeśli idziemy do restauracji, to nie wyobrażamy sobie, że któryś kelner nam nie przyniesie steku, bo jest wegetarianinem. I nie, to nie my mamy biegać po lokalu i szukać na własną rękę kelnera, który nie ma z tym problemu. Nie, to nie my mamy wrócić do baru i poprosić o przydzielenie innego stolika. Inny kelner powinien przyfrunąć sam i to jeszcze z szampanem na przeprosiny od szefa sali. A już pomysł, byśmy musieli zamawiać jeszcze raz to samo danie, aby tym razem dostać je z mięsem i czekać w tym celu ponowne 50 minut oraz ponownie za nie zapłacić, jest kuriozalne. Nie godzimy się na to w przypadku obiadu. Dlaczego zatem godzimy się w przypadku usług medycznych?
Wysuwa się tu zwykle argument, że wizyta u lekarza to nie jest prosta zależność „płacę – wymagam”. Tak i nie. Nie, ponieważ świadczenia medyczne to nie karta dań, muszą być zaopiniowane przez lekarza. Aczkolwiek można skorzystać z analogii, gdy kelner ma prawo odmówić podania alkoholu kompletnie pijanemu lub nieletniemu klientowi lub wyrzucić z lokalu awanturującego się. Tak, ponieważ lekarz ma obowiązek szanować pacjenta tak samo, jak kelner klienta. Absolutnie nie wolno mu komentować jego życia prywatnego, dzielić się swoimi poglądami i musi kierować się dobrem pacjenta oraz rzetelnością i uczciwością. Można odmówić świadczenia medycznego tylko ze wskazań medycznych. Prywatny pogląd takim wskazaniem nie jest. Tak jak nie obchodzi mnie kompletnie, czy kelner przyjmujący zamówienie jest weganinem czy nie, tak samo nie obchodzi mnie, czy lekarz jest wierzący. Nie wiem, nie chcę wiedzieć i nie życzę sobie dyskutować na ten temat ani być wypytywana. Chcę zostać obsłużona. Jeśli kelner czy lekarz odmówi obsłużenia mnie, mam prawo iść na skargę, domagać się zwrotu pieniędzy (straconego czasu i tak nikt nie odda), wreszcie omijać tę placówkę, bo po prostu nie wykonuje prawidłowo usług, za które życzy sobie moją kasę.
Czas odmitologizować kwestie związane z bioetyką, przestać dyskutować na kolanach i nie bać się postawić kwestii w sposób bardzo przyziemny. Gorsza usługa nie powinna być wyceniania tak samo jak dobra. Lekarz nie jest przewodnikiem duchowym, tylko pracownikiem, ma umowę o pracę obejmującą konkretne obowiązki za konkretną pensję. Odmowa wykonania części z nich jest nie fair wobec wszystkich – klientów, kolegów na tych samych stanowiskach (bo mają więcej pracy), wreszcie pracodawcy. Nie jestem w stanie pojąć, jak jakiemukolwiek podmiotowi gospodarczemu opłaca się zatrudniać kogoś, kto odmawia wykonania tych obowiązków, które pracownikowi nie pasują. Czy ci pracownicy mają niższe pensje? A jeśli nie, czemu ich koledzy nie protestują? Czemu pracodawca się na to po prostu godzi? Owszem, lekarzowi już zatrudnionemu klauzula sumienia przysługuje w polskim prawie. Ale placówka medyczna nie ma obowiązku zatrudniania takiego lekarza. De facto świadczy to bowiem, że jeśli innego lekarza do wyboru nie ma lub dostęp do niego jest utrudniony (np. trzeba bardzo długo czekać), to tak świadczona usługa dyskryminuje pacjentki. Ogranicza ich prawo do ochrony zdrowia wynikające z Konstytucji oraz ich prawo do usługi, za którą płacą tyle samo co mężczyźni (których prawa, w tym konsumenckie, nie są naruszane w taki sposób). Zresztą, kuriozum sytuacji w Medicover polega na tym, że do doktora Bramskiego zapisuje się znacznie mniej pacjentek, co jest zupełnie zrozumiałe, a do jego kolegów wykonujących uczciwie swój zawód są kolejki. Co zatem robi konsultant na infolinii? Oferuje wszystkim klientkom wizytę u najmniej obłożonego lekarza, czyli doktora Bramskiego. A ponieważ część pacjentek nic u niego nie załatwi, i tak musi się zapisać potem do jego kolegów. Marnowany jest czas klienta i wystawia się go na kiepską obsługę, ale sieć Medicover nie widzi w tym żadnego problemu i dalej twierdzi, że chce zapewnić „jak najlepszą obsługę medyczną”. To żart?
Zjawisko tyczy się również świadczeń na NFZ, ponieważ o ile mi wiadomo, wcale nie mam niższych składek z tytułu bycia kobietą i tego, że część specjalistów ma życzenie ograniczyć mój dostęp do świadczeń, ograniczyć mój wybór lekarzy, szpitali i przychodni, marnować mój czas i pieniądze. Czyli płacę tyle samo, co moi koledzy o identycznych warunkach zatrudnienia, za gorszą usługę. To jest nie fair. Po prostu. Co to ma wspólnego z „jak najlepszą opieką medyczną”? W restauracji też zjadacie spalony kotlet i płacicie za niego jak za pełnowartościowe danie?
Drodzy pacjenci i pacjentki, buntujcie się. Składajcie skargi do zarządów placówek prywatnych i państwowych. Bojkotujcie gabinety i placówki dyskryminujące wasze prawa konsumenckie, stosujące nierówne zasady zatrudnienia wobec lekarzy. Domagajcie się od swoich firm, aby podpisywały kontrakty z sieciami prywatnych przychodni, gdzie wszyscy klienci są obsługiwani tak samo dobrze i nie pozbawia się ich praw do części świadczeń. Nie współpracujcie z firmami, które zmuszają klienta, aby radził sobie z problemem, który stwarza mu pracownik tej firmy na podstawie prywatnych upodobań. W sprawie Medicover kontra polskie kobiety najbardziej żenujące jest to, że sieć stanęła po stronie pracownika. Tymczasem powinna wyjść naprzeciw oczekiwaniom pacjentów. Zdaje się, że z nich żyje?